Imię: Shadoe[czyt. szado], choć jej imie często jest mylone z Shodow ze względu na podobnoo zarówno pisownie, jak wymowę.
Wiek: 3 lata
Płeć: Klacz
Rasa: Skrzydlaty jednorożec
Głos: Fall Out Boy ft. Foxes - Just One Yesterday oczywistością jest iż
głosem Shadoe jest ten kobiecy[tzn. Foxes]
Stanowisko: Szamanka
Charakter: Shadoe jest klaczą raczej miłą i towarzyską, woli co prawda nie wychylać się zanadto ponad tłum, lecz z całą pewnością przebywac w nim jest dla niej przyjemnością. Oczywiście tłum ten nie może byc zbyt liczny - gdy w jednym miejscu jest zbyt wiele osób, te kilka procent tlenu w powietrzu zaczyna nie starczać dla nich wszstkich, staje się więc duszno i nieprzyjemnie przez pot tych wszystkich osób tam przebywających i ogrzewających się nawzajem.
Mimo wszystko, nie ma nic przyjemniejszego od wytchnienia po całym dniu spędzonym ze znajomymi. Może się wypierać, z całego serca przysięgać, że miała juz dość samotności w swoim zyciu, lecz prawda jest taka iż wciąż przyłapuje się wieczorami na ucieczkach przed otaczającym ja światem - to do jaskiń, to w odległe tereny stada, do których nikt poza nia się nie zapuszcza. Bo tam jest pusto. Nie stroni wtedy od innych, jeśli już ktos się nawinie to nie trzeba jej długo namawiać, by ruszała z nim, lecz z przyjemnością przyjmuje w tych chwilach wiadomość, że nikogo nie spotkała... ku swojemu zaskoczeniu. 'Bo przecież większość dzieciństwa spędziła w samotności.'
Do obcych nie zbliża się z lękiem. "W razie czego zawsze mogę ich spalić, prawda?" Lubi zawierać nowe, często ciekawe znajomości, choć nie jeden koń obawiał się dotknąć ją z obawy popażenia się. Cóż z zapewnień, że to tylko tak wygląda, skoro to ewidentnie wygląa, jakby jej skrzydła płoneły? Nie wydzielaja ciepła, ale co z tego? 'Zawsze istnieje ryzyko, którego inni nie chca popełnić.' Tyle tylko, że Shadoe taka oznaka "odrazy" nia nie raz zraniła, lecz stara sie tego nie okazywać. Nie zważa na drobne gafy, nie mniej jednak, TO jest jej pętą achillesową.
Rodzina: "Moja matka z łaski pozwalała mi pić swoje mleko, ojciec uciekł zaraz po moich narodzinach, a brat próbował zabić. Doprawdy, wolałabym o nich nie wspominać."
Mimo wszystko, nie ma nic przyjemniejszego od wytchnienia po całym dniu spędzonym ze znajomymi. Może się wypierać, z całego serca przysięgać, że miała juz dość samotności w swoim zyciu, lecz prawda jest taka iż wciąż przyłapuje się wieczorami na ucieczkach przed otaczającym ja światem - to do jaskiń, to w odległe tereny stada, do których nikt poza nia się nie zapuszcza. Bo tam jest pusto. Nie stroni wtedy od innych, jeśli już ktos się nawinie to nie trzeba jej długo namawiać, by ruszała z nim, lecz z przyjemnością przyjmuje w tych chwilach wiadomość, że nikogo nie spotkała... ku swojemu zaskoczeniu. 'Bo przecież większość dzieciństwa spędziła w samotności.'
Do obcych nie zbliża się z lękiem. "W razie czego zawsze mogę ich spalić, prawda?" Lubi zawierać nowe, często ciekawe znajomości, choć nie jeden koń obawiał się dotknąć ją z obawy popażenia się. Cóż z zapewnień, że to tylko tak wygląda, skoro to ewidentnie wygląa, jakby jej skrzydła płoneły? Nie wydzielaja ciepła, ale co z tego? 'Zawsze istnieje ryzyko, którego inni nie chca popełnić.' Tyle tylko, że Shadoe taka oznaka "odrazy" nia nie raz zraniła, lecz stara sie tego nie okazywać. Nie zważa na drobne gafy, nie mniej jednak, TO jest jej pętą achillesową.
Rodzina: "Moja matka z łaski pozwalała mi pić swoje mleko, ojciec uciekł zaraz po moich narodzinach, a brat próbował zabić. Doprawdy, wolałabym o nich nie wspominać."
Partner: Być może kiedyś odnajdzie dla siebie partie idealną. Ogiera,
który nie będzie się obawiał poparzenia jej nie-płonącymi skrzydłami,
lub rogiem.
Potomstwo: "Kiedyś? Być może... lecz nie teraz, gdy spędziłam tu dopiero kilka krótkich dni."
Moce:
- Shadoe jest zdolna zmienić swoją postać ze skrzydlatego jednorożca w
zwykłego pegaza - po dziś dzień nie jest pewna do czego zdolność tę
przypiąć, jednak stara się poszerzyć jej działanie. Może pewnego dnia uda
jej się przemienić w takiego tygrysa... lub wilka? Póki co jednak
ogranicza się do usunięcia sobie rogu.
- Klacz ta potrafi sprawić, by jej sierść zapłonęła, oczywiście może
kontrolować żywot płomieni. Zwiększać je, zmniejszać, manipulować, a
nawet manipulować jego temperatura zależnie od tego, jaki ogień jest jej w
danej chwili potrzebny. Jest w stanie sprawić, by płomień, który
istnieje tylko na niej, przeniósł się także na otaczający ją teren, lub
zgasł.
- W parze z jej płomieniem idzie jej nadzwyczajna prędkość, dzięki
której jest w stanie utworzyć ogniste tornado wokół swych wrogów,
jednocześnie przy tym samej nie odnosząc jakichkolwiek obrażeń. Płonąca
klatka pozbawiona drzwi, z którego jedynym wybawieniem jest śmierć...
lub litość Shadoe, której na szczęście nie brak tego uczucia.
- Z kolei braki w pierwszej mocy Sho nadrabia umiejętność nie tyle
manipulacji, co tworzenia z ognia stworzeń żywych, zdolnych poruszać
się, a nawet myśląc swoim własnym umysłem - jednak wciąż powstałe z
ognia, więc każdy ich dotyk wiąże się z bólem i oparzeniami. Niestety,
choć i to można wykorzystać w pożyteczny sposób...
Umiejętności: Poza lataniem? Można rzec iż Sho jest akrobatką... dosłownie.
Historia: Wraz z resztą, Shadoe zebrała się w stadnym kręgu przy ognisku
- które specjalnie dla reszty rozpaliła. Rozejrzała się wokoło, patrząc poklei na każdego z członków swojej nowej rodziny. Uśmiechnęła się, po
czym zaczęła swą historię, o którą wszyscy od tak dawna prosili...
- Pozwolę sobie opowiedzieć o wszystkim w wielkim skrócie, jeśli
oczywiście pozwolicie. - zaczęła kierując spojrzenie w płomienie, które w
tym samym momencie zaczęły przeradzać się w obrazy idealnie
zsynchronizowane ze słowami klaczy. - Urodziłam się w Dolinie
Ambrehsht[czyt. ambresz]. Pewnie mi nie uwierzycie, ale moi rodzice byli
parą alpha tamtejszego stada. - przerwała na chwilę, by wciągnąć do
nozdrzy porządną porcję powietrza z unoszącymi się w nim iskrami. Nie
zraziła się nimi. - A i owszem, płynie we mnie szlachetna krew... -
prychnęła. - Tak jakby. - ponownie przerwała, lecz tym razem pauza
trwała zdecydowanie mniej. - Zapewne wiodłoby mi się tam świetnie, po
śmierci rodziców zostałbym nową alphą, bo to ja, nie mój brat, byłam
najstarszym ich dzieckiem, wszyscy byliby dla mnie na skinięcie łbem,
usługiwaliby mi... ba, nie mieliby wielkiego wyboru. Wóz albo przewóz,
jak to mówią. Tyle, że moi rodzice, łagodnie mówiąc, nie chcieli mnie.
Matka karmiła mnie jedynie dlatego, bo nie chciała zostać uznana wyrodną
matką, a ojciec prawie nie bywał w Leżu Alph, bo ja w nim byłam. Ale
cóż mogłam poradzić? - Spojrzała po wszystkich. - Byłam w końcu tylko
małym podrostkiem, źrebakiem, nawet jeszcze nie pełnoprawną klaczą.
Bolało, ale z czasem przywykłam do tego. Bądź co bądź, nie widziałam
innych klaczy z dziećmi, tak więc dla mnie odrzucenie było czymś w
zupełności normalnym... póki nie zjawił się mój brat i wszystkiego nie
zepsuł. Gdy już się urodził, rodzice zupełnie zapomnieli o moim
istnieniu. Całe szczęście nie musiałam już pić mleka matki bo zmarłabym z
głodu. Niemniej jednak potrzebowałam pomocy, a brat za żadne skarby nie
chciał nawet na mnie spojrzeć... no chyba, że potrzebował czegoś, czego
nie chcieli zrobić dla niego rodzice. - Ponownie wzięła gigantyczny
wdech, wciągając przy tym kolejną porządną ilość iskier z ogniska. - Ale
jakoś to przetrwałam, pomogła mi miejscowa szamanka, pewnego dnia, gdy
nad Doliną rozpętała się straszna burza, a ja oczywiście nie miałam
wstępu to schronienia alph, udałam się do niej. Meliu, bo tak miała na
imię szamanka, nawet nie zdziwiła się specjalnie widząc mnie w swoim
gabinecie. Po jakimś czasie zaczęłam spędzać u niej całe dnie, a nawet
noce. Gdy miałam 2 lata zachorowałam. Cały czas byłam nieprzytomna...
no, spałam. W każdym razie, gdy się obudziłam, byłam już inną klaczą.
Przeszłam zupełną metamorfozę. Wcześniej byłam bułaną klaczką, a
obudziłam się jako ognista skrzydlata jednorożka, choć róg miałam już
wcześniej, cała reszta była dla mnie obca. Oczywiście Melinu wyjaśniła
mi, że ta choroba wcale nie była chorobą, a przemianą. Dorosłam i
zmieniłam się w taką, jaką powinnam być. Stałam się piękniejsza, wyższa i
silniejsza nawet od mojej matki, dotychczas tej najwspanialszej klaczy w
stadzie. Rzecz jasna nie mogłam powstrzymać się przed udaniem się do
niej. - Zrobiła niedługą przerwę by znów rozejrzeć się po wszystkich.
Jej wzrok zatrzymał się na Eve. - Zbierając całą arogancję, na jaką było
mnie stać, weszłam bez słowa do Schronienia Alph i stanęłam wprost
przed matką pielęgnującą grzywę swego wspaniałego syna. Spojrzała wtedy na mnie wściekła i spytała "Kim jesteś?" odpowiedziałam "Twoją
córką."potem po prostu wyszłam, a dzień później odwiedził mnie brat.
Zaatakował mnie. - zaśmiała się. - Chciał mnie zabić. - Jej głos zniżył
się, tworząc w każdym jej słowie namiastkę syku. - Wtedy po raz pierwszy
użyłam swoich nowy mocy, spłonął więc uciekłam. Zdążyłam tylko
przeprosić za wszystko Meliu. Resztę mojej przeszłości raczej znacie... zaczęłam wędrować aż dotarłam tutaj. Trochę to trwało, przyznaję, ale...
oto jestem. - Na jej twarzy ponownie zagościł szczery uśmiech.
Ciekawostki: Skrzydła Shadoe bez ustanku mienią się kolorami czerwieni,
niczym tańczące płomienie. Dlatego wiele koni obawia się dotknąć ich gdyż zdaje się im, że się poparzą... lub sami zajmą ogniem. Prawda jest
jednak taka, że to tylko taki niezwykły wygląd - nic więcej. Podobnie
jest w przypadku jej rogów. pożaru.
Inne zdjęcia:
Pochwały/Upomnienia : 0/0
Login: The Lol Studios - Howrse.pl; Ave1946 - Smoki Nightwood
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.