Stanęłyśmy niedalego kamiennego zamku stojącego na szczycie góry, zaczełam przyglądać się mu uwarznie w poszukiwaniu jakicholwiek oznak obecności ludzi, obecnej lub przeszłej - znalazłam jedynie stary, zżółkły i poszarpany stary list bezradnie próbujący wyswobodzić się z potrzasku framugi okna. Nic więcej nie wskazywało na to, by w miejscu tym kiedykolwiek mieszkali ludzie... poza samym zamkiem, który mógł byc tylko ich dziełem. Został zbudowany ludzkimi rękoma, a wskazywało na to wiele szczegułów... sposób budowy, materiały, nawet ułożenie kamieni, czy cegieł - jak to oni mówią. Jest on jednak bardzo stary, niemal doprowadzony do runy, a jednak stoi, w miare możliwości zadbany - na tyle, by się nie zawalił. Jednak było widac na nim piętno czasu i lata spędzone na szczycie pokrytej śniegiem i lodem góry.
- Jestem głodna. - Stwierdziła nagle Eve, wyrywając mnie ze sfery myślenia. Nim się zorientowałam, już patrzyłam na nią, jakbym nie słyszała jej wypowiedzi. - Jestem głodna. - powtórzyła, tym razem bardziej dosadnie.
- Ja też. - Skwitowałam obojętnie, jakbym zupełnie nie przejmowała się brakiem jedzenia pod grubą warstwą śniegu. W tym samym momencie obie usłyszałyśmy potężny ryk dochodzący z mojego brzucha.
- Yhm... a co powiesz na to? - Odezwała się po chwili. Spojrzałam więc na nią wyczekując kontynuacji jej wypowiedzi. - Zrobimy parę kroków na przód, stopię te drzwi - wskazała na potężne, stalowe wrota zamku. - i poszukamy czegos do jedzenia. - dokończyła, po czym, nie czekając na moją odpowiedź, ruszyła wypełnic swój jakże-świetny-i-przemyślany plan. Nie mając wielkiego wyboru, poszłam za nią, lecz w tym samym momencie stratowałam kogoś... i nie była to Eve, która w tym samym momencie przerwała plan i zaczęła nerwowo przyglądac się klaczy siedzącej teraz bezradnie w śniegu. Eve ruszyła ku nam, zapewne gotowa zaatakować klacz, dałam jej więc znak, by się zatrzymała i zaczęłam odwracać uwagę klaczy. Wielki smok magmy raczej nie wygląda na potencjalnego przyjaciela, a przeraża... bynajmniej obcych. Ja jakimś cudem nigdy nie odczówałam wobec Eve lęgu, co innego obcy.
- Przepraszam... - Powiedziałam zwieszając głowę w dół. Klacz spojrzała na mnie przyjaźnie.
- Nic nie szkodzi. - Stwierdziła, w tym samym momencie podbiegła do nas sporej wielkości smoczyca. Choc raczej mniejsza od Eve - wciąż robiła wrażenie. Pomogła klaczy wstać.
- Kim jesteś? - Spytałam od razu. Skoro i ona posiada względy u smoków, dobrze byłoby ją poznać.
- Alphą tutejszego stada... Magic Horses. - Powiedziała. - Mam na imię Airborne. - dodała. - Chcesz dołączyć? - Zaskoczyła mnie swoim pytaniem. Właściwie... dobrze byłoby sie w końcu ustatkować. Nie zmienia to jednak faktu, że dziwnym jest usłyszec takeij propozycji od konia, który właśnie nas poznał... poprzez zostanie przez nas przewróconym.
- Zastanowię się... - Rzekłam więc wciąż rozważając ewentualną opcję zostania tu.
- No... nie daj sie prosić - Nalegała. Szczerze mówiąc, po kolejnych paru chwilach decyzja była już podjęta.
- W porządku. - Powiedziałam. - Eve... chodź. - zawołałam smoczycę, która pojawiła sie nademną już po nie całej sekundzie. Zrobiła kolejną gigantyczna dziurę w śniegu, odsłaniając cienką warstwę ziemi i piachu skrywających górskie skały. - a tak w ogóle to jestem Shadoe.
<Air?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.